Miesiąc zaczął się dla mnie dosyć
pechowo gdyż z powodu awarii samolotu nie wróciłam z Mistrzostw Świata w USA w
niedzielę jak planowano a dopiero w poniedziałek 2 września.
Na lotnisku otrzymałam informację, że córka miała wypadek w szkole i została
przewieziona karetką do szpitala. Tak więc miesiąc zaczął się wyjątkowo
niepomyślnie. Niestety, nie był to
koniec pecha gdyż na dwa dni przed graniem eliminacji AMF dowiedziałam się, że moje
kule, które PZK-SBS obiecał dostarczyć
po Mistrzostwach Świata prosto do
Łęgowa jednak nie dolecą. W Pile nie mam
możliwości zakupu i nawiertu kuli a zbyt krótki termin nie pozwalał na
znalezienie sposobu rozwiązania problemu.
Tak więc na eliminacje AMF, punktowane także w ramach kryterium do kadry,
pojechałam z dwoma starymi i mocno sfatygowanymi kulami, które używam tylko do ćwiczeń
i bez męża trenera, który musiał zostać
z córką. Specyficzne smarowanie oraz te zjechane kule nie dawały mi
najmniejszego marginesu błędu. Ponadto kule nie miały wystarczającej energii,
żeby dawać dobre efekty w pinach. Męczyłam się okrutnie podczas eliminacji i
tylko czasami myślałam o moich dobrych kulkach, które leżały gdzieś w Stanach…
Tym niemniej był to dobry trening psychiczny ( bo i atmosfera w Łęgowie była
ciężka) i po raz pierwszy byłam w sumie
zadowolona z czwartego miejsca w kategorii kobiet.
Kolejny weekend i znowu trzeba
było ruszać w drogę. Tym razem mieliśmy do rozegrania pierwsze kolejki Ekstraklasy
w dalekim Bytomiu. Pomimo zapewnień PZK-SBS, że kule ze Stanów zostaną
dostarczone do Bytomia wyprawiłam się dzień wcześniej do Leszna żeby coś nowego
nawiercić tak na wszelki wypadek. Okazało się, że miałam dobre przeczucie gdyż
kule znowu nie zostały dostarczone. Tym razem miałam już chociaż część sprzętu i
z nowym Hy-Road Pearl nawierconym przez
Darka Donke jakoś dawałam sobie radę. Pierwszy dzień ligi był trochę ciężki w
rozruchu (zmęczenie podróżą też dawało się we znaki) i wraz z kolegami z
drużyny WB BOWL WARSZAWA wygraliśmy 3 pojedynki , w dwóch ulegając o włos.
Pierwszego dnia osiągnęłam przeciętny
wynik tj. 184,8 śr. W drugim dniu grało mi się znacznie lepiej i pomimo jednej wpadki czyli niskiemu 171 uzyskałam wynik 207,0 śr.
Nasza, debiutująca w ekstraklasie drużyna , zdobyła 15 punktów co na początek
nas zadawala. Należy podkreślić , że kręgielnia w Bytomiu jest bardzo przyjazna
i grało mi się tam bardzo dobrze – szkoda tylko, że jest tak daleko. Rozgrywki
drugiego dnia z powodu awarii maszyny do smarowania uległy opóźnieniu i po
męczącej podróży dotarliśmy do Piły o 1.30 w nocy.
Niestety w kolejny weekend znowu
nie było nam dane odpocząć. Kręgielnia w Opolu czekała i konieczność
uczestniczenia w Stegu Cup, którego wyniki też zaliczano do kryterium kadry.
Czyli kolejna piątkowa, długa podróż i w sobotę trzeba było coś zagrać żeby
wejść do niedzielnego finału. W Opolu odzyskałam swoje kule, które nareszcie
dotarły. Grało mi się bardzo ciężko gdyż warunki na torach były co najmniej
dziwne. Nie było to związane z wymagającym sportowym smarowaniem ale chyba ze
zróżnicowaniem smarowania na poszczególnych torach (chyba topografia ale czy
tylko ?) i z brakami oleju w poszczególnych partiach toru. Doskonale to opisał Krzysztof więc tylko
powiem, że wszyscy zaliczali na przemian dobre wyniki i wpadki tak drastyczne,
że aż niewiarygodne. Ilość splitów oraz
prostych niedobić była wręcz drastyczna. Olej także pięknie wysychał i się
przesuwał. Wystarczy powiedzieć, ze na jednym torze (pod koniec gier) stałam na
25 klepce i grając na pierwszym celu na 13 klepkę ,kula w okolicach 9-10 klepki
tak skręciła, że zbiła pięknie tylko kręgiel numer 7. No cóż udało mi się wejść
do rundy niedzielnej ale nie oczekiwałam, że uda mi się ukończyć turniej tak wysoko. Po trzech pierwszych pojedynkach grałam
dalej. Kolejne 2 pojedynki i ku mojemu
zdziwieniu dalej byłam w grze. Kolejne 3 pojedynki przeszły i znalazłam się w 6
osobowym finale. Trzeba jednak przyznać,
że miałam nie tylko dobre i w miarę wysokie gry, które pomogły mi przechodzić
kolejne rundy ale tym razem pech zamienił się w szczęście i czasami przeciwnicy
nieoczekiwanie pomagali w sytuacjach już krytycznych. No cóż w finale już
zmęczenie wzięło górę i po ośmiu wyczerpujących pojedynkach i przebywaniu tyle
godzin na torach, kolejne 3 gry były już ponad moje siły. Nie grałam już
swojego bowlingu – czułam błędy ale nie byłam w stanie ich poprawić. Tym
niemniej 5 miejsce w turnieju o tak silnej obsadzie bardzo mnie zadowoliło i
jednak zaskoczyło. Po turnieju i miłej ceremonii znowu trzeba było ruszyć w długą
podróż żeby wylądować o 1 w nocy w Pile.
W najbliższy weekend znowu nie
będzie odpoczynku gdyż czeka nas kolejna runda Ekstraklasy ale tym razem w
Bydgoszczy i Toruniu. Mam nadzieję, że pech już się skończył w Opolu i wraz z
październikiem będę miała więcej szczęścia. Pragnę podkreślić, że początek
sezonu wg kalendarza PZK-SBS jest b. wyczerpujący. Cztery weekendy pod rząd są
bardzo dużym obciążeniem dla zawodników którzy normalnie pracują, mają
obowiązki rodzinne i muszą spędzać wiele godzin na trasie. Ja byłam chyba
bardziej zmęczona podróżami z Piły do Łęgowa, Bytomia, Opola i z powrotem niż
godzinami na torze. W dodatku takie obciążenie kalendarza praktycznie
uniemożliwia normalne trenowanie a przecież tego nam potrzeba jak najwięcej.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich
zawodników, z którymi męczyliśmy się wspólnie na torach we wrześniu.
Lucyna Charęzińska
Dexter Staff