Pochodzą z miasta, w którym nie ma kręgielni do
uprawiania bowlingu sportowego. Mimo tego drugi występ w turnieju PBT i już
zwycięstwo. Najlepsi w PBT#8 Myszków krakowianie Jarosław Czuła i Maciej
Wiśniewski:
Panowie
biorąc pod uwagę, że to Wasz drugi turniej i drugie pudło, a nawet tym
razem wygrana, to wejście w cykl PBT
imponujące. Gdzie Wy się ukrywaliście do tej pory?
Jarek:
No ja właściwie nie staram się ukrywać, bo od kilku lat gram regularnie w
drużynie KB Katowice w II Lidze. To raczej Maciek ukrywał się do niedawna.
Postanowiliśmy na naszych skromnych krakowskich treningach podjąć wyzwanie i
wybrać się w końcu gdzieś razem. Tak wyszedł nasz pierwszy wspólny wyjazd w
sierpniu do Łazisk Górnych. Tam zajęliśmy drugie miejsce, więc ze względu na niewielką
odległość z Krakowa postanowiliśmy przyjechać również do Myszkowa.
Maciej: Ukrywałem się na kręgielni. Zwykle, jak gram z
Jarkiem, to ukrywam się za nim przez 6 gier, a potem go przeganiam cha, cha...
Jest między nami taka rywalizacja, że po 10 grach potrafimy się różnić jednym
punktem. Wracając na serio do pytania, gdzie się ukrywałem, to też może nie do
końca, bo grałem wcześniej w Pałacyku Wielickim i w nie istniejącej już
kręgielni Atomic w Krakowie.
W
Łaziskach Górnych i Myszkowie są bardzo podobne warunki, jeśli chodzi o tory i
maszynę smarującą. Wygląda na to, że takie okoliczności bardzo Wam odpowiadają?
Jarek: Generalnie
trudno się nie zgodzić. A jest tego konkretny powód, bo w Wieliczce mamy taką
samą maszynę i tory, więc można powiedzieć, jesteśmy na takich warunkach
natrenowani.
Maciej: No tak, Jarek w zasadzie naszą największą tajemnicę
sukcesu już odkrył, ale ponownie na serio, to uważam, że zawsze jest jakaś
różnica. Np. jesteśmy przyzwyczajeni do bardziej śliskiego rozbiegu w Wieliczce.
W Myszkowie mieliśmy z tym trochę problemu, a wiadomo, jak dla każdego
zawodnika ważny jest rozbieg. Jak to nie gra, to przecież można w ogóle nie
złapać koncentracji na grze.
Do
Finału weszliście z czwartego miejsca po eliminacjach. Jakieś zaskoczenie mimo
wszystko, że udało się Wam przegonić czołową trójkę? Kogoś obstawialiście może
do zwycięstwa?
Jarek: Przyznam,
że po tym, jak dzień wcześniej podczas eliminacji zauważyłem, jak szybko Dawid
Kantyka i Krzysiek Naprawca potrafią się przestawić, to ich właśnie upatrywałem
w roli zwycięzców turnieju. Jeśli chodzi o zaskoczenie, to na pewno było po
pierwszej i drugiej finałowej grze, kiedy dowiedzieliśmy się, że nasze wyniki
były najwyższe i dostaliśmy za nie największy bonus. Po tym jednak przyszedł
stres i myśl o tzw. syndromie „ostatniej gry”. W Łaziskach mieliśmy przecież
ponad 100 punktów przewagi nad drugą parą, a jednak na koniec zajęliśmy drugie
miejsce. Teraz przyznaję, pamięć o tej sytuacji trochę paraliżowała, ale udało
się utrzymać te kilkanaście punktów przewagi nad duetem Kukorowski – Bitala.
Maciej: Moimi faworytami byli akurat Andrzej Linke i Maciej
Skowronek. Przystąpiliśmy do Finału z czwartego miejsca, więc naturalną koleją
rzeczy nie na nas ciążyła główna presja, a już w pierwszej grze sporo
nadrobiliśmy. Wtedy przyszedł bezpośredni pojedynek z moimi faworytami w
drugiej finałowej grze. Spotkaliśmy się na tej samej parze torów i okazało się,
że nadrobiliśmy nad kolegami z Katowic kolejną sporą porcję punktów. Akurat paradoksalnie
w momencie, kiedy zauważyłem, że po prostu ograliśmy wyraźnie konkurentów i objęliśmy
prowadzenie w turnieju, wtedy dopiero poczułem, że naprawdę gramy w Finale i
mamy szansę to wygrać. Poczułem presję, nie da się ukryć. Od razu odbiło się to
na naszym wyniku trzeciej finałowej gry, ale jak wiemy z happy endem.
Trzeba
sobie jasno powiedzieć, ze tym razem smarowanie było wymagające. Jaką Wy
mieliście receptę na zwycięstwo?
Jarek: Zdecydowanie
szanowanie każdej ramki i nie szukanie strików na silę, tylko zamykanie ramek.
Każda zamknięta była na wagę złota, a strike był jakby dodatkowym bonusem.
Maciej:
Tu się zgadzam oczywiście w zupełności z Jarkiem, a na takich warunkach
najważniejsza jest koncentracja do końca, dosłownie do ostatniej ramki,
cierpliwość i zimna głowa. Nerwy urywają koncentrację i na pewno nie pomagają w
takiej sytuacji w walce na torach.
Na
koniec trudno nie zapytać o bowling w Krakowie. Jesteście jak ostatni
Mohikanie, czy jest Was więcej?
Jarek: Tak
można to dokładnie określić - jesteśmy gatunkiem wymierającym. Pięć lat temu w
Wieliczce na naszych lokalnych zawodach ligowych brakowało miejsca na torach,
teraz gramy już tylko treningowo. Niestety w Krakowie w zasadzie nie ma
kręgielni, na której można grać sportowo.
Maciej:
Ja oczywiście nie znam losów wszystkich, którzy parę lat temu zaczynali z nami
granie w Wieliczce, ale zostało nas może 6 osób grających na cały Kraków. W
takim razie pozwolimy sobie całą krakowską brać bowlingową pozdrowić z tego
miejsca, więc machamy do Sylwka i Beaty oraz Zbyszka i Andrzeja.
Najlepsi w PBT#8 Myszków krakowianie Jarosław Czuła i Maciej Wiśniewski